Jakiś czas temu wróciłam do bentowania. Jeszcze to moje bentowanie mało regularne, głównie z uwagi na fakt, że obecnie pracuję z domu, a okazji do wyjścia nie za dużo... Zannen. Ale czasami zdarzy się taki dzień, kiedy trzeba/uda się spakować bento, bo czeka mnie kilka godzin poza domem. I niedawno taka okazja się trafiła.
Miało być lunchowo i z możliwością spałaszowania na zimno - nie było opcji podgrzać pudełka na miejscu. Padło więc na lekko obrobione na patelni warzywa (żółta cukinia, pak choi) oraz resztka ugotowanego brokuła, a do nich plastry tuńczyka wcześniej zamarynowane w sosie z chilli i imbirem, a potem podpieczone. Kruche i pyszne! Pierwszy raz kupiłam świeżego tuńczyka i długo zastanawiałam się, co z nim zrobić. Początkowo myślałam o sashimi albo nigiri, ale w takiej formie trudno byłoby utrzymać jego świeżość przez kilka godzin. Padło więc na pieczenie. A na drugie danie/deser było inarizushi, czerwone winogrona oraz matcha mochi z czerwoną fasolą.
Tutaj chciałam wspomnieć o bento książkach, do których najczęściej zaglądam, jeśli nie wiem co lub co z czymś zrobić. Bardzo polecam The Just Bento Cook Book autorstwa Makiko Itoh. Zbieram się do kupienia drugiej części. A także obie części Lunchbox na każdy dzień spod ręki Malwiny Bareły. To, co najbardziej mi się w nich podoba, to prostota przepisów - brak tutaj wydumanych wymyślatych dań, a duży nacisk kładzie się na jakość produktów, sposób przygotowania oraz zbilansowanie pudełka. Mam na swojej półce jeszcze kilka innych bento książek, ale te zdecydowanie najbardziej do mnie przemawiają.