Wczoraj zaszaleliśmy z L. w kuchni. Głównie to rządził L. i wyszło przepysznie. Tym razem zachciało nam się koreańskiego dania, jednej z ulubionych potraw L., czyli
japchae.
Korzystaliśmy z
tego przepisu, trochę go jednak modyfikując. Jak zwykle. :) Nie mieliśmy oleju sezamowego, który zastąpiliśmy zwykłym. Zamiast szpinaku i zielonej cebuli dodaliśmy dwa rodzaje papryki (żółtą i czerwoną), a z pieczarek w ogóle zrezygnowaliśmy.
Japchae wymaga trochę zachodu, ale efekt końcowy wynagradza cały trud. Wyszło bardziej słodko niż
japchae, które jadamy na mieście, ale następnym razem postaramy się o wszystkie składniki. L. twierdzi, że głównie o szpinak się rozchodzi. Mimo to bardzo nam smakowało. A że trochę
japchae zostało, to wylądowało dziś w pudełku.
Poza
japchae mamy ciasteczka amarantusowe (
Amarelki), kawałki kaki oraz rozpuszczalne gumy winogronowe - kolejna japońska rzecz, którą uwielbiam. :)
No to zaczynamy nowy tydzień! Dobrze. :)